"SCHIZOVIRUS 0" (reedycja)
The Nocturnal Battle of Chariots - XI 2004
"Ludzie listy piszą... Zwykłe, polecone...". Przypomniał mi się urywek starego bigbitowego kawałka, który nucili nasi rodzice, wujkowie, a i dziadkowie niektórych z was pewnie też.
A powód jest taki, że opisywana płyta nie przynależy do metalowego świata i trudno ją traktować w kategoriach takiego i takiego gatunku. Ale ponieważ dotarła do mnie, bo znam twórczość tej grupy z dość dalekiej przeszłości, to niech będzie określona jako przysłana "listem poleconym"... Ba, ta płyta nie przynależy właściwie do żadnego konkretnego świata, tak jak JESUS CHRYSLER SUICIDE, który jest po prostu z innej planety.
Rzeszowska grupa zabłysła w pierwszej połowie lat 90-ych, jednak tak naprawdę nigdy nie była uznana za taką, która można było przyporządkować do tak zwanej rockowej alternatywy. Swego czasu zresztą modnej wśród młodzieży. Chyba jednak wyprzedzili czas, w którym przyszło im grać i nagrywać. Owszem, JCS pojawiał się między innymi podczas festiwali w Jarocinie, bywali też rozgrzewaczem LIFE OF AGONY i PRO-PAIN na ich polskich koncertach, ale tak naprawdę żaden z ich kilku albumów nie był odebrany w taki sposób, w jaki powinien być odebrany. Nie pomogła im w tym na pewno również niezbyt "poprawna politycznie" nazwa. Tak właśnie było ze "Schizovirus 0", wydanym w 1995 roku i wznowionym nie tak dawno temu przez Boofish Records. Z owej płyty w stacjach radiowych grano chyba tylko "Diabły i Czarodzieje", a numer ten nie oddaje w pełni zawartości tego krążka. Może teraz, po latach, ktoś odnajdzie w niej posłańca z przeszłości, który okazał się być również prorokiem. Bo słuchając poszczególnych utworów, wśród których jest też przeróbka "Wish" NINE INCH NAILS, a także kilku niepublikowanych dotąd bonusów, mam wrażenie, że to nie płyta nagrana niemalże 10 lat, a całkiem niedawno. A i tak jakby pochodząca z innej bajki i nawet bossowie z amerykańskiej Relapse Records mieliby niezły orzech do zgryzienia po jej przesłuchaniu. Chwilami pobrzmiewa coś, co może zapachnieć chłodem MINISTRY, by po chwili przerodzić się w nowoczesne (nawet na tamte czasy) granie ni to rockowe, ni to industrialne, ni to psychodeliczne. Świadomie unikam słowa "metal", choć uszy otwarte na ostre, odjechane granie przyswoją bez problemu dużą część tego materiału. Jeszcze dla uzupełnienia informacji na temat JESUS CHRYSLER SUICIDE, grupa ta tak naprawdę nigdy nie rozpadła się i aby to potwierdzić, zapowiada już wkrótce swoją nową płytę.
Wojciech "Diovis" Szymański
ocena: 8/10 |