"JCS - ponad 10 lat na rock&rollowej autostradzie"

Jak powstała Wasza nazwa ? Czy oznacza coś konkretnego, czy jest to po prostu nazwa własna ?
Nazwa to był impuls. Kiedyś wpadła mi w ręce analogowa płyta grupy Screaming Blue Messiahs. Prawdę mówiąc podobała mi się na niej jedna piosenka, miała fajny drive, ale zwróciłem też uwagę na tytuł innego numeru "Jesus Chrysler Drives a Dodge". Gdzieś w tym czasie właśnie rozmawiałem z chłopakami o założeniu kapeli. Zaproponowałem nazwę Jesus Chrysler. Zdawałem sobie jednak sprawę, że jest tak charakterystyczna, że jest to bardzo prawdopodobne, że jakaś kapela grająca gdzieś na świecie już tak się nazywa. Miałem wtedy jazdę na absurd i prowokację. Postanowiłem dołożyć jeszcze jeden człon do nazwy - "Suicide". Jesus to imię, Chrysler to marka samochodu, a Suicide to samobójca.
Jesus Chrysler Suicide to nazwa własna i sugeruję by tak ją odbierać. Jest absurdalna, ale absurd i surrealizm od początku istnienia JCS był nam bardzo bliski, i to nie tylko w tekstach ale i w muzyce. Jest prowokująca, ale czym jest sztuka bez prowokacji?
Oczywiście dopuszczamy tłumaczenie tej nazwy, jeśli jest podane z wyczuciem dobrego smaku, z przymrużeniem oka i bez przegięć na punkcie religijnym, tak jak to miało miejsce na przykład na naszej ulotce reklamowej do płyty "Eso Es" (SUICIDE - ostateczny rozwód z bólem spowodowanym brakiem samochodu marki Chrysler, którym można by ruszyć na koniec świata; CHRYSLER - samochód, którym nie sposób dotrzeć na koniec świata, bo jest tak wygodny, że jego zadek to koniec świata; JESUS - osobnik płci męskiej, który urodził się za wcześnie by 'zaliczyć' jazdę autem o nazwie Chrysler). Autorem tej "definicji" naszej nazwy jest Miras Soliwoda.
Powstała nazwa, która była i jest do dzisiaj jedną z najmniej komercyjnych jakie znam. Jeśli ktoś uczył się o cechach marki produktu to będzie wiedział, że nasza jest najgorszą jaką można było wymyślić.
Wszyscy w kapeli wyrośli w wierze katolickiej, i zawsze irytują nas ignoranci, którzy mylnie tłumaczą drugi człon naszej nazwy jako "Chrystus", co w sposób radykalny zmienia jej treść. Zresztą z tego między innymi powodu odwołano nasz koncert w Krośnie, z tego też powodu w wielu miejscach w Polsce mogliśmy zagrać, ale nie zagraliśmy.

JCS istnieje już od 10 lat. Czy możesz powiedzieć coś o początkach grupy ?
W 1991 roku rozpadły się trzy kapele w których miałem przyjemność grać: Alan Schorchez, Don't Fuck i Rotten Rolls. Każda z nich grała diametralnie inną odmianę rocka. Dla mnie nie było wtedy ważne czy gram punk rocka na perkusji, czy death metal na basie, czy też staram się zaszokować ludzi połączeniem brzmienia automatu perkusyjnego, organów kościelnych i oklasków z analogowej płyty Woodstock 69. Cieszyłem się z tego że coś tworzę i że sprawia mi to przyjemność. Postanowiłem z trzema osobami: Darkiem Chudzikiem, Piotrkiem Urbankiem i Sławkiem Leniartem, którzy pozostali z tych kapel na placu boju, stworzyć coś nowego, coś co połączy nasze fascynacje, które wtedy wydawały się nie do pogodzenia. Nazwaliśmy tą grupę Jesus Chrysler Suicide. Okazało się, że pomysł stworzenia nowego zespołu był strzałem w dziesiątkę, bo zainteresowano się nami na największych wtedy rockowych festiwalach Odjazdy 92 i Jarocin 93 i 94, a wytwórnia Music Corner postanowiła wydać naszą debiutancką płytę "Romp".

Później powstał "Schizovirus", dla wielu dziennikarzy jedna z najlepszych polskich płyt lat dziewiędziesiątych w ciężkim rocku, dla wielu ludzi niemalże kultowa płyta. Czy nie uważasz, że jej potencjał nie został w pełni wykorzystany ?
Pod względem marketingowym na pewno ten potencjał nie został wykorzystany. Firma Music Corner weszła wtedy w swoje, krakowskie zespoły i na promocję "Schizovirusa" zabrakło pieniędzy. Poza tym myślę, że wtedy na tą płytę ludzie jeszcze nie byli przygotowani. Może powiem trochę nieskromnie, ale pod względem pomysłów na niej zawartych trochę wyprzedzała czas. To widać szczególnie po tym, że ludzie docenili ją dopiero po paru latach.
Do tego doszedł jeszcze inny problem. Po wydaniu płyty mieliśmy poważny wypadek samochodowy, po którym chyba przez rok nie zagraliśmy ani jednego koncertu.

Czy to prawda, że nie brałeś udziału przy nagrywaniu płyty "Remixed by 2.47" ?
Ta płyta powstała po rozstaniu się z Music Corner i była pierwszym naszym wydawnictwem nagranym już dla Koch International. Na pomysł zrobienia remixów ze "Schizovirusa" wpadł Bodek Pezda i Dżabi. Stworzyli tą płytę przy użyciu jeszcze skromnego sprzętu, naszych śladów z sesji "Schizovirus" i własnej wyobraźni. Ja wtedy przebywałem w Niemczech i nie mogłem brać udziału przy jej realizacji. Gdy usłyszałem ją po przyjeździe miałem mieszane odczucia, ale po parokrotnym przesłuchaniu stwierdziłem, że to naprawdę niezły zakręt. Najbardziej z tej płyty podoba mi się remix "Schizopriest". Zresztą utwory z tej płyty mają spore wzięcie jeśli chodzi o ilustracje muzyczne. Remix do "Anaconda's Child" ukazał się na ścieżce dźwiękowej do filmu "Gniew", a inne z tej płyty mają w najbliższym czasie być wykorzystane w sztuce do Teatru TV.

Czy mógłbyś powiedzieć coś na temat pracy nad Eso Es? Płyta powstawała podobno przez rok. To chyba dość długi okres czasu ?
Tak, to była bardzo ciężka praca, nie tylko ze względu na dojazdy do Warszawy i borykanie się tam z problemami natury technicznej, ale także z tego powodu, że wszystko powstawało na raty. Myślę, że mogliśmy to trochę inaczej zaplanować, nikomu nie polecam takiego sposobu pracy, rozwleczonego na tak długi okres czasu. Ja doprowadziłem się wtedy do takiego stanu, że nawet nie mogłem przyjechać na ostateczny mix tego materiału. Ale myślę, że ta płyta warta była tych wszystkich poświęceń.

Jaki wpływ na muzykę tworzoną przez JCS miały Wasze fascynacje muzyczne?
Od początku istnienia JCS było z tym różnie. Każdy z nas miał swoje ulubione klimaty muzyczne, w których się zagłębiał i tak jest do tej pory. Ja zawsze starałem się zrozumieć i słuchać muzyki na jak najszerszej płaszczyźnie, wszystkiego co mnie intrygowało pod względem dźwięków, rytmu, tekstów i brzmienia. Nie byłem nigdy zagorzałym i bezkrytycznym fanem jakiegoś jednego gatunku czy też zespołu. Zaczynałem od poznawania klasyki rocka i do tej pory mam słabość do Led Zeppelin, The Doors, Hendrixa, Pink Floyd czy Black Sabbath. Kupiłem sobie gitarę marki Defil i zaczęliśmy coś próbować grać z chłopakami z klasy. Konrad Knap i Michał Jandura z Alan Schorchez zarazili mnie muzyką w stylu: Bauhaus, Sisters Of Mercy, Joy Division, Swans, Laibach, Killing Joke itp. Póżniej gdy zacząłem grać na perkusji w punkowym Rotten Rolls, gdzie muzę komponował Piotrek Urbanek, wsłuchiwałem się w The Stooges, Ramones, Velvet Underground i Sonick Youth. Jak by tego było mało inni moi bardzo dobrzy koledzy Michał Wijowski i Sławek Leniart namówili mnie do grania na basie w ich metalowym projekcie Don't Fuck. Dzięki nim poznałem muzykę Slayera, Voi Vod, Celtic Frost, Venom, Napalm Death... W pewnym momencie grałem równocześnie w trzech zespołach, ale z różnych powodów każda z tych trzech kapel zaczęła obumierać. Zbiegło się to z pojawieniem się muzyki "grunge". Szybko zauważyłem, że Nirvana, Mudhoney, Soudgarden...tworzą coś co dla mnie było wspólnym mianownikiem tego czego do tej pory słuchałem i co mnie najbardziej kręciło. Wtedy postanowiłem założyć JCS. Powstała płyta "ROMP". G. Brzozowicz w recenzji do Gazety Wyborczej określił naszą muzę jako zderzenie Pantery i Sonic Youth i myślę, że chociaż trudno to sobie wyobrazić to tak gdzieś pod skórą właśnie o to nam chodziło.
"Schizovirus" był dojrzalszą, mocniejszą i chyba bardziej przemyślaną kontynuacją tego stylu. Miał znakomite recenzje, ale ludzie chyba nie byli wtedy jeszcze przygotowani na tak eklektyczną muzę, dopiero później tą płytę docenili. Wtedy słuchaliśmy więcej NIN, Ministry, Prong, White Zombie i te fascynacje dodatkowo wzbogaciły naszą muzę. Po za tym za garami siedział już inny perkusista Mariusz Dziedzic, który też miał wpływ na to może bardziej "metalowe" oblicze Jesusa. Nie ukrywam, że zawsze inspirowały nas też rzeszowskie kapele, które działały bardzo prężnie w latach osiemdziesiątych, czego dowód daliśmy interpretując ich utwory na płytach "Schizovirus" i "Eso Es".
"Eso Es" okazał się powrotem do korzeni. Postanowiliśmy wycisnąć z siebie to co zaniedbaliśmy w przeszłości. Chcieliśmy zagrać bardziej transowo i lepiej zabrzmieć. Bez patrzenia się na to co modne. I chociaż ja nadal byłem odpowiedzialny za ok. 75 % kompozycji, które znalazły się na tej płycie, to jednak nowi ludzie w zespole, czyli Krzysiek Żurad, Maciek Owczarek i Robert Grubman, swoim stylem gry i pomysłami aranżacyjnymi wspaniale wzbogacili tą płytę. Ci ludzie tak samo jak i gościnnie grający na tej płycie Eryk Przybyszewski, Łukasz Kurowski, Dżagas, czy Valdi, siedzą w trochę odmiennych klimatach muzycznych, jednak na płycie "Eso Es" znaleźliśmy wspólny język, połączyła nas radość tworzenia.

Na "Schizovirusie" znalazła się Wasza interpretacja utworu innej rzeszowskiej formacji 1984. Na "Eso Es" przerobiliście utwór Milion Bułgarów. Czy wynika to z patriotyzmu lokalnego czy kryje się pod tym coś więcej ?
Jak już mówiłem, dorastaliśmy słuchając tych kapel, obserwując ich, chodząc na ich koncerty. Te grupy od pewnego czasu nie wydają płyt z różnych powodów, chociaż nadal tworzą ciekawe rzeczy. Wpadłem na pomysł, żeby nagrać te nie wydane nigdzie wcześniej kawałki, najpierw 1984, a potem Bułgarów. Piotrek Mizerny i Jacek Lang, liderzy tych kapel, bardzo ciepło przyjęli ten pomysł, tak więc postanowiliśmy umieścić na naszych płytach "Neonową Energię" i "Zapalonego".
Myślę, że ten pomysł okazał się dość oryginalny i nowatorski jak na kraj, w którym żyjemy i niepotrzebne czasem "zazdrości' między kapelami z jednego miasta.
Tu w Rzeszowie ludzie zawsze nam pomagali. Począwszy od znalezienia odpowiedniego miejsca do grania prób, przez przyjazne nam media, organizatorów koncertów, Studio Spaart, w którym zawsze czujemy się jak w domu, a skończywszy na wspaniałej publiczności, która przychodzi na nasze koncerty i naszych przyjaciół, na których zawsze możemy liczyć. Oczywiście zdarzają się czasem ludzie, którzy chcą nam trochę namieszać, ale takich ignorujemy.

Czy na najnowszej płycie znajdzie się cover jakiejś innej rzeszowskiej grupy? Jeśli tak to jakiej ?
Chyba podtrzymamy tą tradycję, ale jaki to będzie utwór i której rzeszowskiej kapeli, niech to pozostanie jeszcze tajemnicą. Przede wszystkim chcielibyśmy by pasował do całości nowego materiału, do charakteru muzyki, która znajdzie się na nowej płycie.

Co spowodowało, że wzięliście udział w projekcie "Master Of Celebration"? Czy zespół Depeche Mode należy do waszych ulubionych wykonawców ?
Nie powiedziałbym, że Depeche Mode należy do naszych ulubionych wykonawców. Ten styl muzyki na pewno częściej penetruje Dżabi. Ja podziwiam DM za to co robią i zrobili dla muzyki. Mają swój specyficzny klimat i specyficzną publiczność. Są niepowtarzalni. Zrobiliśmy dwie przeróbki DM. Namówił nas do tego Bogdan Pezda, który wiedział , że bardziej nas kręcą covery utworów takich kapel, które obracają się w klimatach trochę innych niż JCS.
"People Are People" i "I Feel You" mają bardzo dobre teksty i okazały się bardzo wdzięcznymi kawałkami do przerobienia. A to, że na co dzień nie słuchamy zbyt często DM wyszło nam chyba na dobre, bo mogliśmy te kompozycje przerobić po swojemu.

Co sądzisz o polskim rynku muzycznym i o polskich wykonawcach ostatnio lansowanych w mediach?
Dla wielkich wytwórni zupełnie nie liczy się sztuka. Sprzedają muzykę jak np. kiełbasę. Promocja często jest tam bardzo sztampowa, bez ciekawego pomysłu nie zależnie od tego czy zespół gra hip hop, pop czy rock. Oczywiście zawsze będą liczyć się tam układy, bardziej lub mniej, tak jak i w innych dziedzinach naszego życia. Na szczęście ostatnio zrozumieli, że tak dalej się nie da, że zespoły spoza układów zaczynają gromadzić coraz więcej ludzi na koncertach i sprzedawać coraz więcej płyt wydawanych czasem własnym sumptem. Coraz mocniejsze są mniejsze wytwórnie, które zajęły się sceną jassową, metalową i hip hopową. Pojawił się też nurt zespołów, szczególnie tych z Wybrzeża , które nawiązują swoim stylem do tego co tworzyło Sonic Youth 15 lat temu. Myślę, że to też dobry wzorzec biorąc pod uwagę to, jaki ten zespół miał wpływ na to co tworzyło się później w latach 90 - tych.
Kury z dużych wytwórni, które wcześniej znosiły złote jajka już się ludziom znudziły. Dlatego myślę, że właśnie teraz nadarza się okazja dla nowych zespołów, nowych artystów, którzy dostaną szansę na swoje pięć minut. A potem pewno znowu wszystko wróci do tej stałej, niestety obrzydliwej normy J.
Większość muzyków chciałaby tworzyć coś na najwyższym poziomie artystycznym i żyć z tego co robią. Nie zawsze jednak te dwie sprawy idą ze sobą w parze.

Czy mógłbyś coś więcej powiedzieć o pobocznych projektach, w których uczestniczysz, a więc Neonovi, Taxi Skafander, czy Kabaret Sthrashnych Panów?
Neonovi to kontynuacja tego co zacząłem grać z zespołem Lothlorien. To moje niespełnione marzenie. Bardziej melodyjne granie niż JCS z trochę łagodniejszymi tekstami i czasem grungeowym brzmieniem. Mam nadzieję, że niedługo wydamy z Neonovi naszą debiutancką płytę, bo właśnie zaczęliśmy nagrywać ten materiał.
Taxi Skafander to cover band. Dobrze się tam bawię grając przeboje z lat 60, 70, 80 w gronie fajnej załogi, przy okazji zarabiając na struny i telefony związane z działaniami JCS i Neonovi :). Przy okazji uczę się tam pokory wobec największych hitów, przy których dorastałem.
Myślę, że ciekawym projektem może się okazać Kabaret Sthrashnych Panów. Powiem tylko tyle, że interesują nas najbardziej odjechane pomysły jakie przyszły do głowy rzeszowskim muzykom. Na razie rozpuszczam wici, a co się z tym dalej stanie zobaczymy.
Zresztą nie tylko ja udzielam się w innych projektach. Dżabi już od paru lat działa w grupie Agressiva 69 i 2 Cresky, Żurek gra także w THCulture i w Neonovi, Robert w zespole V.A.M.P, a Kejsi w Kokoonie.

Jak godzisz komponowanie i pisanie tekstów w JCS i Neonovi?
Neonovi to jakby druga strona mojej osobowości, zresztą od czasu do czasu zdradzałem się z nią także w JCS w takich numerach jak "Malignant Tumour", czy "Reichshof". Od początku istnienia JCS miałem romans z bardziej melodyjnymi i grungeowymi klimatami, wszyscy o tym w zespole wiedzieli i gdy mieliśmy czasem trochę więcej czasu to nagrywaliśmy te moje pomysły pod nazwą Lothlorien. Później po odejściu Piotrka Urbanka z JCS postanowiłem skompletować nowy skład tego zespołu i nazwać go Neonovi. Nie mam problemu z komponowaniem tego typu numerów. Przez te 10 lat uzbierało się chyba 50 kompozycji w mojej szufladzie, gorzej z tekstami. Teksty piszę bardzo wolno, dlatego na płycie Neonovi znajdą się prawdopodobnie także teksty moich dobrych znajomych.

Czy tworzycie już coś na nową płytę, czy będzie to kontynuacja tego co powstało np. na Eso Es?
Na razie stworzyliśmy trzy utwory, jednak w przypadku JCS dopiero po skomponowaniu ok. 30 kawałków jak to zwykle bywa, okaże się co tak naprawdę siedzi nam teraz w głowach. Poza tym nie wiemy jeszcze kto wyda tą płytę i skąd weźmiemy pieniądze na jej zrealizowanie.

Ostatnio zmienił się skład JCS, odszedł Dżabi. Jaki to będzie miało wpływ na charakter muzyki zawartej na nowej płycie?
Z Dżabim rozeszliśmy się po obustronnym przeanalizowaniu sprawy. Nie widzieliśmy dalszej możliwości normalnego grania razem w tym zespole. Nie chciałem po raz drugi powtarzać tego sposobu w jaki pracowaliśmy nad poprzednią płytą. Dzieli nas jednak duża odległość od Warszawy, a bez fizycznego przebywania razem na próbach, imprezach, bez wspólnych rozmów nie wyobrażam sobie tworzenia nowej płyty. Po za tym Dżabi polubił bardziej inne klimaty w muzyce, w których chce się rozwijać. Nasze rozstanie nie polegało jednak na radykalnym pożegnaniu. Dżabi przestał być etatowym gitarzystą JCS, ale nie zamknęliśmy sobie drogi do możliwości do współpracy w przyszłości. Być może zajmie się np. rolą producenta na najnowszej płycie. Diabeł, który zastąpił Dżabiego, oraz Kejsi, który gra z nami na basie już od roku, potwierdzili, że są bardzo dobrymi instrumentalistami. Swoim image'em wprowadzili też pewne ożywienie w JCS i co bardzo ważne, mają własne, bardzo ciekawe pomysły, które w połączeniu z moimi i Roberta Grubmana mogą wytworzyć mieszankę wybuchową, która mam nadzieję mile zdziwi naszych fanów.

Jaka muzyka znajdzie się na waszej najnowszej płycie ? Czy mógłbyś coś na ten temat powiedzieć?
Myślę, że będzie to wypadkowa naszych charakterów, a po zmianach w składzie grupy, można powiedzieć, że będzie pod tym względem kolorowo. Na razie niczego nie zakładamy, improwizujemy sobie na próbach, mamy wiele pomysłów, a jak nazbiera się dostatecznie dużo materiału, wtedy będziemy mogli nazwać to co siedziało nam w głowach. Pomysły i luz , który panuje na próbach zapowiadają jak na razie coś niezwykłego jak na JCS. Postaramy się zrobić na nową płytę, już tradycyjnie jak na JCS przystało, jakiś cover innej rzeszowskiej grupy i jak zwykle chciałbym by w nagraniach wzięli udział nasi zaprzyjaźnieni muzycy.
Trudno powiedzieć kiedy ukaże się ta nowa płyta. Uzależnione będzie to od wielu czynników. A najważniejsze z nich to czas na przygotowanie materiału i wydawca, którego już niedługo będziemy poszukiwać. Jeżeli wszystko pójdzie bez większych komplikacji, to najbardziej prawdopodobnym terminem będzie koniec 2002 roku.

Rozmawiali: MCiak i Hector